czwartek, 7 sierpnia 2014

On i Ona - wściekłość i wrzask, których nie było

Więc nienawidził jej, choć nigdy by się do tego nie przyznał, bo przecież przyznać mógł się tylko do pewnego zdystansowania i wyważonej niechęci wobec tej pewnej siebie wyszczekanej cwaniary. Ale rzeczywiście nie znosił jej i tego, że go dostrzegała, że zauważała cały jego szyty na łączach wizerunek upchany  skrzętnie poza tworzonym ciągle od nowa performance dla komercyjnej widowni. Co gorsza jego nienawiść jakby jej nie przeszkadzała. Cierpki smak tłumionej, skrywanej, ale wyczuwalnej niechęci, który każdego innego przynajmniej wytraciłby z równowagi, po niej spływał niemalże niezauważony, był brudem, prochem i pyłem z odległego krańca świata, otrzepywała się jednym warknięciem, które mogło być tylko subtelną kpiną; zatem nienawidził jej jeszcze bardziej. Wszystko to pomimo braku wzajemnych zniewag i świństw. Jedno trzaśniecie drzwiami, ale to mógł być przeciąg, przecież; kilka złośliwości, które można uznać za średni towarzyski żart, wymienili ostatecznie cierpkie uśmiechy. Zawsze się odgryza, zawsze zauważa jego potknięcia, najdrobniejsze manipulacje i napuszenia, nie da się jej niczym zachwycić czy nawet chwilowo zjadać, niczym zaprzątnąć jej uwagi, patrzy i wie, patrzy i zauważa, widzi, i każdym słowem, gestem, wybija go z równowagi, stracą, wytrąca, szlag by ją trafił...

***
Więc mnie nienawidzi. Oblepia mnie i obłapia tą nienazwaną niechęcią, nie sposób się przed tym uchylić. Instynktownie zwijam się w zaniepokojony kłębek, troszkę, dyskretnie, mimochodem, byle nie okazać, byle nie leżeć na plecach. Rozumiem go. Jestem beznadziejną widownią. Jestem lożą szyderców. Drzazgą pod paznokciem. Też bym mnie nienawidziła na jego miejscu. Cholerny efekciarz, jak mam niby tego nie zauważać? tych pieprzonych limeryków, żarcików, łacińskich wtrętów, tych wspominek z ekscytujących podróży, podczas których zawsze ratuje świat, tych pesudoerudycyjnych popisów i kąśliwości obliczonych na intelektualną popisówkę przed odbiorcami z założenia zdolnymi tylko do przetworzenia komunikatów na poziomie obrazkowym. Gdyby mu jeszcze to nie podbijało bębenka, gdyby go to nie głaskało po brzuszku napęczniałego ego, gdybym nie była złośliwą jędzą.... nie, nawet wtedy nie, nawet gdybym nie była jędzą, chciałabym ustrzelić tego irytującego pajaca skupionego na nieustającym występie dla tępej gawiedzi. Ale jednak jestem jędzą i zarazem pozostaję uprzejma jak angielska królowa, zachowując pozory życzliwej konwersacji; jestem znudzonym widzem malkontentem w pierwszym rzędzie, obserwatorem z obnażającą lornetką,  i po raz setny daję się wciągać w męczącą i daremną słowną ekwilibrystykę, wszystko to bez sensu, ani zabawne, ani przyjemne, choć ciągle jakby konieczne (?), niech by się zamknął na chwilę, szlag by go trafił....



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz