nie mogłam się napatrzeć na te drzewa, jakoś przedziwnie zrośnięte, część martwa, część żywa, ale ciągle razem i jakoś mnie to urzekło, nie wiem, czy ludzie potrafią tak się nierozerwalnie przeniknąć, w naszym świecie chyba nic nie jest na zawsze, bo my nie jesteśmy na zawsze, i może piszę tak, bo jestem smutna, a może rzeczywiście tak własnie jest
niedziela, 30 września 2018
sobota, 29 września 2018
o umieraniu i o winie

piątek, 28 września 2018
kawowa magia i jej brak
powiesiłam w domu tydzień temu nowego anioła od Lilu, bo chwytam się już magii nawet, i anioł jest kawowy, ale co tam... pomyślałam, że może jednak coś niekawowego się z niego wydostanie, tymczasem bez zmian, ja słabo śpię, bo czuwam na posterunku, a pies nadal choruje, już trzeci tydzień i naprawdę myślę, a nawet wiem, że może nie wyzdrowieć, tylko nie umiem się do tego przyznać, kiedy na mnie patrzy
czwartek, 27 września 2018
fascynacje (Mark Knopfler - Golden heart)
dziś piję malagę i słucham piosenek Knopflera, które zalecił mi do wysłuchania Myku, młody audiofil, który ma wszelkie dane po temu, by stać się moim ulubionym uczniem w mojej nowej klasie, cóż zrobić? lubię nieszablonowe osobowości, buntowników, których pięknie spala ich pasja, stare dusze, które przerastają rzeczywistość, i jest tak, że to dziecko kazało mi słuchać, więc słucham, bo podziwiam to dziecko, bo to jest jakaś piękna inteligencja i piękna osobowość...
i.... jest jeszcze coś całkiem innego, w sumie śmieszna sprawa, pojawił się w mojej okolicy mężczyzna, któremu ewidentnie bardzo się podobam, do tego stopnia, że nawet taki gamoń jak ja, któremu umykają zwykle tego typu awanse, zauważył, że coś jest na rzeczy, i co? i nic, schlebia mi to - rzecz jasna (w końcu mam prawie 40 lat, więc poniekąd miło, że jeszcze i że nadal jestem zauważalna), ale mnie to w gruncie rzeczy nie obchodzi, co jest przyjemnym odkryciem i właśnie tak o tym myślę, że to jakaś jest śmieszna rzecz, bo ja przecież zupełnie na poważnie mam już złote serce, wiec cała reszta mnie nie interesuje, cała reszta jest czymś poniżej tego, co już mam
środa, 26 września 2018
blaski i cienie sagi rodzinnej ("KAMERDYNER")
zabrałam moje nowe niebiologiczne dzieci do kina na film o potencjalnie epickim rozmachu, długo było i chyba się nudzili niekiedy, bo film ma dłużyzny, zwłaszcza na początku, całe wprowadzenie w historię jest zwyczajnie o wiele za długie, ale pomimo usterek (takich jak płytki wątek miłosny, który zamiast ubarwiać akcję okazuje się dziwnie nieprawdziwy i przez to obojętny, nie absorbuje, nie angażuje emocji) jest to film ważny, jako historyczne świadectwo trudnych czasów i wielkich niesprawiedliwości i okropnych zbrodni oraz jako swego rodzaju pomnik losów mniejszości kaszubskiej i jej języka; grający kaszubskiego "króla" Gajos oraz inni aktorzy grający Kaszubów przez cały film konsekwentnie mówią po kaszubsku i nagle odkryłam, że to jest ładny język, i że to naprawdę jest osobna tradycja, kultura, osobna względem Polaków grupa etniczna, może zabrzmi to bardzo nauczycielsko, ale ten film ma wielkie walory edukacyjne po prostu, poza tym drugi plan aktorski jest lepszy i ciekawszy niż pierwszy, Woronowicz grający niemieckiego grafa - znakomity, Gajos jako Bazyli Miotke to piękna postać, Anna Radwan - świetna i ciekawa jako kobieta, także kostiumy, plenery, inscenizacje scen to się udało, ma rozmach, ale scenariusz?... jest różnie i nierówno, jest kilka świetnych dialogów, mocnych scen, ale też kilka rozwlekłych scen, w których nie wszystkie postaci są wielowymiarowe, a przez to przekonujące i rzetelne, mimo wszystko.... ceny film, wart uwagi, wart obejrzenia i dobrze, że dzieci widziały, i że ja widziałam, bo trzeba patrzeć i wiedzieć, żeby pamiętać i zauważać
Subskrybuj:
Posty (Atom)