myślę, że tym, co mnie zawsze niepokoi jest definitywność i nieodwracalność, dlatego nigdy nie odważyłam się zrobić sobie tatuażu, dlatego przerażają mnie wszelkie modyfikacje ciała, przysięgi, deklaracje, gdyż każde Zawsze wydaje mi się trwać bardzo długo i pachnieć nicością, i siłą rzeczy także za jedną z najbardziej straszliwych cech miłości uważałam to, że ona już może mi tak zostać... jakoś nigdy nie martwiłam się, że zauroczenia czy zakochanie w kimś mi przejdzie, bo czym tu się martwić? przejdzie to przejdzie, cześć pieśni, natomiast prawdziwy niepokój, nawet gdy tylko o tym czytałam w książkach, budziła we mnie miłość, która nie ma końca, która nie mija jak katar, tylko zostaje i nie można przestać, miałam poczucie, że to niewola, że to wystawia mnie na jakieś zło, zresztą trochę tak jest przecież, wcale nie zmieniłam zdania, od kiedy kocham Małą Mi panicznie się o nią boję, w głębi serca histerycznie wręcz boję się straty, bo kocham i nie mogę przestać, ale z drugiej strony pomimo tego wiem na pewno, że nie chcę przestać i myślę, że bez tej miłosnej pułapki moje życie ziałoby próżnią i brakiem sensu, więc godzę się na strach i ryzyko, a zaprawiona przez Małą Mi, po latach ostrożnych zmagań godzę się nawet na inne miłosne paradoksy... bo na przykład nie lubię koloru żółtego, a chętnie i w podskokach zakochałam się w najprawdziwszym minionku, i znowu mam takie wielkie przerażenie, bo nie widzę końca i wiem, że w pewnym sensie go nie ma, bo nie umiałabym przestać, i cały czas zauważam, jak pięknie wystawia mnie to na niejeden strzał, nawet nie pytam, kiedy i czy on się zdarzy - ostatecznie ani mnie to nie uchroni, ani nie wzmocni, zwyczajnie niepokoję się z właściwą mi przezornością, a jednak tak może być musiało, w końcu piękny ten minionek i bardzo mnie wzruszył w tych niebieskich spodenkach, przy takim rezolutnym minionku nagle chce się wszystkiego i pomimo wszystko, definitywnie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz