nie warto nawet liczyć, ile już było takich jesieni, bo było ich dużo przecież, a zarazem wiem dobrze, że jeśli trzęsienia ziemi, jeśli zaskoczenia, jeśli pogorzeliska, jeśli zakręty i wiraże, to właśnie wtedy, właśnie jesienią, kiedy tracę czujność i rozpływam się w coraz chłodniejszym powietrzu i grzanym winie, wtedy mi się wydarzają, punkty dojścia lub rozejścia, we wszelkich dziedzinach, powietrze pachnie tak, jak pachnieć powinno, pobiegałabym, a nadal się nie da, czytać, jakoś nie, nie mogę, kibicuję koszykarzom, w co dość zaskakująco rzeczywiście się wciągnęłam, jem śliwki i winogrona, mango i awokado, i borówki, póki jeszcze są i wszystko, zupełnie wszystko jest jak zawsze, i nic się nie dzieje, poza tym, że idzie jesień, a ja się niepokoję i nie mam do samej siebie cierpliwości
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz