Aaaa gadajcie co chcecie, to jest przyzwoity film, nie żeby wybitny, ale dobry, solidny i naprawdę interesujący, świetne dialogi, filozoficzne zacięcie, zaskakujące mimo wszystko puenty, fabuła całkiem wartka, wciągająca, bez dłużyzn, a przecież monologi w tle są często gęsto, co mogłoby zwiastować przegadanie; coś co zaczyna się jako egzystencjalny romans (niby schematyczny i przewidywalny), okazuje się kryminałem z etycznym zacięciem, poza wszystkim jest to też film o moralności, kryzysie tożsamości i oczywiście neurozie, depresji - jak to u Allena (generalnie jest to mocno Allenowski film), podoba mi się intelektualna sieć nawiązań do filozofów i Dostojewskiego, która jest w pełni jadalna i ciekawa, a przecież mimo wszystko jest to kino komercyjne, fajnie, że udatnie, choć nie spłycając przemyca takie treści, no i Allenowski wdzięk - w rozmowach, scenach, zdjęciach, wszędzie; Emma Stone - urocza, Joaquin Phoenix - za którym nie przepadam - daje radę, jest zupełnie niehollywoodzki; minusy.... zakończenie jak nożem uciął, czegoś mi tam brakło, nudnawy, kompletnie bezbarwny drugi plan aktorski (wyjątek: Parker Posey), braki w spójności, zwłaszcza w środkowej części, ale generalnie.... ok, zupełnie ok.
- Trudno mi sobie przypomnieć jakieś powody, aby żyć,
a jak sobie przypominam, to nie przekonują mnie.
- To brzmi bardzo poważnie.
- Bo to jest poważne, kiedy nic nie sprawia ci radości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz