czwartek, 7 lipca 2016

dlaczego jędze czasami ryczą? ("Zanim się pojawiłeś")

W zasadzie nie miałam ochoty iść na ten film, ale wybór generalnie był skromny, Aśka chciała, no i jakoś poszło, o filmie nie będę pisała Internet jest pewny dziewcząt piejących z zachwytu nad tym melodramatem, dodam tylko, że: nie jest to film zły, nie jest to film wybitny, jest to film przyjemny, zabawny i niezwykle przewidywalny, romans z problemami egzystencjalnymi, tożsamościowymi i moralnymi w tle, przyzwoite aktorstwo, ładna ścieżka dźwiękowa, plenerki sprzyjające miłosnym zapałom, kilka ciekawych postaci drugiego planu, kilka zabawnych scenek, jeden świetny monolog obyczajowy głównej bohaterki, tyle zapamiętam, a jednak w finale, który przewidziałam w całości już po pięciu pierwszych minutach filmu, ryczałam jak bóbr, Aśka była w szoku, tego się po mnie nie spodziewała, ja też tego się po sobie nie spodziewałam, mam sympatie do romansów, ale mam do nich też spory cyniczny dystans, nie ma z czego być dumnym, ale zwykle... no cóż nie ryczę, a to proszę... łzy jak grochy, i być może najbardziej interesujące jest tylko to dlaczego ryczałam, nie dlatego, że ta miłość taka, a nie inna, że wielkie słowa, że przeszkody, że wielkie dramaty,  płakałam z powodu bezradności głównej postaci, płakałam, bo czasami mimo wielkiego wysiłku i wielkich starań, ponosimy klęskę, wobec której jesteśmy bezradni i bezbronni, i nie da się nic zrobić, nic powiedzieć ani naprawić, są bowiem momenty ostateczne i definitywne, od których nie da się uchylić, z którymi nie da się nic zrobić, i jest to jedna z tych rzeczy w życiu, które szczerze mnie przerażają i które mnie dotykają, płakałam z powodu bezradności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz