sobota, 17 maja 2014

charlie, charlie (SIMIC)

"Every morning I forget how it is.
I watch the smoke mount
In great strides above the city.
I belong to no one.
Then, I remember my shoes,
How I have to put them on,
How bending over to tie
them up I will look into the earth".

Co dzień rano zapominam, jak to jest. 
Patrzę, jak dym się wspina 
Wielkimi krokami nad miasto. 
Nie należę do nikogo.
Potem przypominam sobie buty, 
Konieczność ich wzucia 
I to, jak zgięty sznurując
 je, będę wpatrywać się w ziemię.


CHARLES SIMIC - przedzieram się dziś przez jego wiersze, dostał nagrodę Herberta, więc założyłam, że warto... co ciekawe rzeczywiście pobrzmiewa Herbertem, mimo wszystko nie jest to do końca ten typ poetyckiego obrazowania, który mnie porywa, sporo codziennych i niecodziennych obrazków, jakby robił zwykłym dniom zdjęcia,  a jednocześnie czynił je metaforą czegoś znacznie więcej, dystans, trochę ironii, trochę goryczy, humanistyczny sentyment dla człowieka uwikłanego w historię i świat, zdecydowanie skłonność do egzystencjalizmu, punktowania sprzeczności, metafizyka potykająca się o prozę życia - interesujący konglomerat jako całość;

 "nie należę do nikogo" - jak mogłoby mi się to nie spodobać?

wisienka na torcie: simic&nama

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz